Wirusowe zapalenie wątroby typu A znów daje o sobie znać – i to tuż za polską granicą. Czechy mierzą się z największą falą zachorowań od ponad trzech dekad, a przypadki pojawiają się już także w Polsce. Co stoi za tym nagłym wzrostem i jak możemy się chronić?
Rekordowa liczba przypadków. Czechy zmagają się z epidemią
Od początku 2025 roku w Czechach potwierdzono ponad 2300 przypadków WZW typu A – to najwięcej od lat 80. W samym tylko rejonie Pragi zachorowało ponad 1000 osób.
Bilans ofiar również niepokoi – zmarło już 28 pacjentów, głównie osoby z chorobami współistniejącymi, takimi jak niewydolność wątroby czy uzależnienie od alkoholu.
Zaczęło się od środowisk najbardziej narażonych – bezdomnych i osób zażywających narkotyki. Ale wirus szybko wydostał się poza te grupy. Teraz chorują też dzieci, dorośli i seniorzy.
Polska też notuje wzrost. Eksperci biją na alarm
W Polsce sytuacja również się pogarsza. Do końca października zgłoszono 731 przypadków, co oznacza ponad 170% wzrost względem tego samego okresu rok wcześniej.
To niepokojący sygnał, bo Polska – podobnie jak Czechy – należy do krajów o bardzo niskiej odporności populacyjnej na WZW A. Większość dorosłych nigdy nie miała kontaktu z tym wirusem ani nie została zaszczepiona, co czyni ich podatnymi na ciężki przebieg choroby.
Jak dochodzi do zakażenia?
WZW typu A to wirus przenoszony drogą pokarmową – najczęściej przez brudne ręce, skażoną żywność lub wodę. Stąd jego potoczna nazwa: „choroba brudnych rąk”.
Największe zagrożenie? To, że przez kilka tygodni od zakażenia można nie mieć żadnych objawów, ale już zarażać innych. Jeśli symptomy się pojawią, łatwo je zlekceważyć – są podobne do przeziębienia lub grypy: zmęczenie, ból brzucha, wymioty, biegunka. W cięższych przypadkach rozwija się żółtaczka, a u niektórych dochodzi nawet do śpiączki wątrobowej.
Skąd ten nagły wzrost zachorowań?
Specjaliści mówią wprost – mamy do czynienia z nakładaniem się kilku czynników, które razem tworzą idealne warunki do rozprzestrzeniania się wirusa:
-
Brak odporności zbiorowej – w krajach takich jak Polska i Czechy większość dorosłych nie ma naturalnej odporności.
-
Wzmożona mobilność – podróże, migracje, weekendowe wypady do Pragi. Wirus łatwo przekracza granice.
-
Wyjście poza grupy ryzyka – dziś chorują także dzieci, seniorzy i osoby w pełni zdrowe.
-
Zaniedbane szczepienia po pandemii – COVID-19 wyhamował wiele programów profilaktycznych, a część infekcji mogła zostać przeoczona.
-
Sezon jesienno-zimowy – sprzyja wszystkim chorobom przenoszonym drogą fekalno-oralną.
Można się chronić. Ale trzeba działać zawczasu
Najskuteczniejszą formą ochrony jest szczepienie przeciwko WZW A. Choć w Polsce nie jest obowiązkowe, lekarze coraz częściej je zalecają – zwłaszcza osobom planującym wyjazdy do Czech lub innych krajów regionu, pracującym w gastronomii, medycynie czy przebywającym w dużych skupiskach ludzi.
W Czechach szczepienia ruszyły z dużą siłą – w tym roku przyjęło je już ponad 160 tysięcy osób, a władze zamówiły kolejne 100 tys. dawek.
Warto też pamiętać o podstawach:
-
myj często ręce, zwłaszcza przed jedzeniem i po korzystaniu z toalety,
-
nie korzystaj ze wspólnych naczyń, ręczników czy sztućców,
-
uważaj na jedzenie kupowane „na mieście”, szczególnie za granicą,
-
śledź komunikaty sanepidu i MSZ.
MSZ ostrzega. Podróżni powinni zachować ostrożność
W związku z rosnącą liczbą zakażeń Ministerstwo Spraw Zagranicznych wydało ostrzeżenie dla osób planujących podróże do Czech. Przypomina o ryzyku związanym z WZW A i zaleca szczepienia oraz zachowanie środków ostrożności.
Eksperci nie wykluczają, że jeśli sytuacja nie zostanie opanowana, epidemia może objąć także inne kraje regionu – w tym Polskę.