Co roku to samo: święta u teściów, teściowa wszystko robi sama, nikomu nie pozwala nic przynieść, a potem przez całą kolację narzeka, że jest zmęczona. Mam już dość siedzenia jak gość, którego i tak się później obwinia.
LIST OD CZYTELNICZKI
Mam na imię Aneta, mam 35 lat, męża i małe dziecko. Święta spędzamy — jak co roku — u teściów. W sumie to dobrze, mają duży dom, wszyscy się pomieścimy, jest gdzie przenocować, jest kominek, jest klimat. Ale jest też teściowa, która urządza tę Wigilię w bardzo specyficzny sposób.
Od początku ma tylko jedną zasadę: „nic nie przynoście, ja się wszystkim zajmę”. Mówi, że woli sama, że jej to nie przeszkadza, że tak ma być i już. Kiedyś przyniosłam swoją sałatkę — nie trafiła na stół. Dostałam ją zapakowaną „na wynos”, gdy wyjeżdżaliśmy. Podobnie z ciastem. Zresztą, po dwóch dniach było do wyrzucenia, bo leżało nietknięte. Więc przestałam się wychylać.
Ale problem zaczyna się przy stole.
Bo zaraz po „Wśród nocnej ciszy” i opłatku, zaczyna się koncert narzekań. Że wszystko na niej. Że nikt nie pomaga. Że gotuje od trzech dni, że plecy ją bolą, że ręce opadają. Oczywiście nie mówi tego wprost do mnie, ale do wszystkich. I jakby mimochodem patrzy na mnie.
Siedzę wtedy i czuję się jak leniwa pasożytniczka, chociaż od lat próbuję wnieść coś od siebie. Ale przecież nie mam się jak w to włączyć — kiedy proponuję pomoc, słyszę: „Usiądź, jesteś gościem”. Gdy pytam, co przynieść, odpowiada: „Wszystko mam. Jak coś przyniesiesz, to będzie się marnowało”.
I potem siedzimy przy tym pięknym stole, a ona opowiada, jak to wszystko sama zrobiła. Jak długo. Jak ciężko. Jak bardzo się zmęczyła. Jakby jej głównym celem nie było wspólne świętowanie, tylko zdobycie tytułu Męczennicy Roku.
Nie wiem już, jak mam się zachowywać. Czy wejść w tę grę i mówić: „Mamo, jesteś niesamowita, taka zaradna, jak ty to wszystko ogarniasz?”. Czy może zacząć stawiać granice i powiedzieć: „Jeśli nie mogę pomóc, to nie chcę słuchać wyrzutów”?
Chcę, żeby było dobrze, naprawdę. Ale coraz częściej czuję się, jakbym była obcą osobą w jej teatrze jednego aktora, w którym moją rolą jest siedzenie cicho i przytakiwanie. Tylko że mnie już to męczy. Święta powinny łączyć, a ja co roku wyjeżdżam stamtąd z poczuciem winy i frustracji.
Jak mam się zachować? Czy mówić wprost, czy grać w tę grę?
Jak odzyskać spokój w tych rodzinnych świętach?
ODPOWIEDŹ REDAKCJI
Droga Aneto,
Dziękujemy, że napisałaś ten list — bardzo wyraźnie i szczerze pokazujesz emocjonalny paradoks, który powtarza się w wielu domach: ktoś wszystko bierze na siebie, nie dopuszcza innych, a potem oczekuje wdzięczności i współczucia.
To, co opisujesz, to klasyczna dynamika jednostronnego poświęcenia. Twoja teściowa najprawdopodobniej szczerze chce, by święta były „idealne” i „na jej zasadach”, ale jednocześnie oczekuje emocjonalnej zapłaty – uznania, podziwu, wzruszenia, może nawet skruchy.
I tu właśnie pojawia się napięcie: Ty nie masz wpływu na sytuację, ale ponosisz za nią emocjonalne konsekwencje. To bardzo obciążające.
Twoja frustracja jest w pełni uzasadniona. Próbujesz się zaangażować, ale jesteś wykluczana — i równocześnie oceniana. Zewnętrznie wszystko wygląda „jak trzeba”, ale wewnętrznie czujesz się jak bierny widz, który nie wie, czy powinien klaskać, czy uciekać.
Co możesz zrobić?
-
Zastanów się, co jest Twoim celem. Czy chcesz zmiany systemu? Czy wystarczy Ci więcej spokoju? Nie zawsze da się zmienić drugą osobę, ale można zmienić sposób reagowania na jej zachowanie.
-
Rozważ spokojną rozmowę z mężem. Opowiedz mu, jak się czujesz – bez pretensji, z naciskiem na emocje: „Czuję się bezużyteczna i winna, kiedy Twoja mama narzeka, choć wcześniej wszystko odrzucała”. Może to on mógłby być mediatorem i porozmawiać z nią przed świętami?
-
Zaproponuj coś konkretnego, z góry. Zamiast pytać „czy coś przynieść?”, możesz powiedzieć: „W tym roku przygotuję barszcz i makowiec – nie przyjmuję odmowy”. Ton stanowczy, ale życzliwy. Jeśli odda to z powrotem – trudno, ale przynajmniej nie będziesz bierna.
-
Nie wchodź w grę emocjonalnego szantażu. Kiedy pojawi się narzekanie, możesz powiedzieć: „Wiem, że się napracowałaś, ale nie wiedziałam, że to Cię tak obciąża. Chętnie pomogę następnym razem, jeśli mi pozwolisz”. To zdanie może wybić ją z roli i otworzyć przestrzeń do refleksji.
Pamiętaj: święta to nie test lojalności, cierpliwości ani perfekcji. Masz prawo chcieć, by były spokojne i partnerskie. A jeśli się nie da – masz prawo zadbać o swój komfort, nawet jeśli ktoś się lekko obrazi.
Nie jesteś sama z tym problemem. Naprawdę wiele kobiet siedzi w święta z podobną frustracją w oczach – i marzy o jednym: żeby w końcu było normalnie, a nie „idealnie”.
Z życzliwością i pełnym zrozumieniem,
Redakcja Kobiece Inspiracje
Informacja redakcyjna
Powyższy materiał ma charakter informacyjny i ogólny. Nie stanowi porady psychologicznej ani terapeutycznej i nie może zastąpić indywidualnej konsultacji ze specjalistą zdrowia psychicznego. Każda sytuacja emocjonalna i rodzinna może mieć wiele ukrytych kontekstów, które wpływają na interpretację problemu.
Drogie Czytelniczki i Czytelnicy, jeśli zmagacie się z podobnymi doświadczeniami lub chcecie podzielić się swoją historią, zachęcamy do napisania na adres [email protected]. Gwarantujemy anonimowość i dyskrecję. Jesteśmy tutaj, by wysłuchać i wspierać.