Lot do Londynu miał trwać kilka godzin. Zakończył się po niespełna dwóch minutach. Nowe ustalenia śledczych dotyczące katastrofy Boeinga 787 Dreamliner wstrząsnęły opinią publiczną — nie tylko w Indiach.
Doświadczeni piloci, idealne warunki i… nagła utrata mocy
Na pokładzie maszyny znajdowało się 242 pasażerów i członków załogi, w tym doświadczona załoga – kapitan z ponad 10 tys. godzin w powietrzu, drugi pilot z 3400 godzinami lotów. Samolot był zatankowany zgodnie z normami, paliwo miało odpowiednią jakość, a pogoda nie stwarzała żadnego zagrożenia. Wszystkie procedury przedstartowe przebiegły bez zarzutu. Mimo to zaledwie chwilę po oderwaniu się od pasa startowego doszło do dramatycznego incydentu.
Ostatnie słowa z kokpitu
Z zapisu z rejestratora rozmów wynika, że już 3 sekundy po starcie jeden z pilotów zapytał drugiego:
„Dlaczego wyłączyłeś przełącznik paliwa?”
Odpowiedź była natychmiastowa:
„Nie wyłączyłem.”
Chwilę później padły dramatyczne słowa:
„Mayday, Mayday, Mayday!”.
Po tym kontakt z maszyną został zerwany, a słowa te to dziś kluczowy element dochodzenia, które ma ustalić, jak doszło do nagłego odcięcia paliwa w obu silnikach.
Odcięcie dopływu paliwa – przypadek wykluczony
Zgodnie z raportem śledczych, przełączniki paliwa w obu silnikach przeszły z pozycji „RUN” na „CUTOFF” niemal jednocześnie, w odstępie zaledwie 0,1 sekundy. Eksperci twierdzą, że nie jest możliwe, aby tego typu przełączenia wykonać przypadkowo – wymagają użycia obydwu rąk i dużej siły fizycznej. Śledczy nie wykluczają, że mogło dojść do awarii elektronicznej jednostki sterującej – co oznaczałoby potencjalnie systemowy błąd konstrukcyjny.
Komisja badająca katastrofę bierze pod uwagę wcześniejszy alert FAA z 2018 roku, w którym ostrzegano przed nieprawidłowo działającymi przełącznikami paliwa w niektórych modelach Boeingów. Śledczy próbują odpowiedzieć na pytanie, czy mogło dojść do automatycznego, elektronicznego wyłączenia dopływu paliwa – bez udziału człowieka.
– Jeśli to potwierdzi się, będzie to oznaczać poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa lotów – stwierdził kapitan Kishore Chinta w rozmowie z BBC.
Piloci walczyli do końca
Raport wykazał, że tuż przed katastrofą załoga usiłowała ponownie uruchomić silniki. Ustawienia startowe były poprawne, paliwa było 54 200 kg, czyli dokładnie tyle, ile zakładają standardy bezpieczeństwa dla tego typu lotów. W rejestratorze zapisano jeszcze:
„Nie osiągnięto ciągu... spadamy...” — i po tej frazie nie odnotowano już żadnych sygnałów z kokpitu.
Katastrofa w Ahmedabadzie – 260 ofiar i tylko jeden ocalały
Samolot wzbił się na 625 stóp (ok. 190 metrów), po czym nagle stracił ciąg i zaczął spadać. Maszyna rozbiła się o hostel studencki w dzielnicy Meghani Nagar, powodując śmierć 241 osób na pokładzie i 19 na ziemi. Bilans: 260 ofiar śmiertelnych. Cudem przeżyła jedna osoba znajdująca się w tylnej części kabiny – to jedyny ocalały z tej tragedii.
Rodziny domagają się odpowiedzi i zmian
Bliscy ofiar nie godzą się na to, by katastrofa została zapisana jako „wypadek losowy”. Domagają się pełnego ujawnienia wszystkich przyczyn tragedii i wprowadzenia nowych protokołów bezpieczeństwa. Linia lotnicza Air India zapowiedziała pełną współpracę z organami dochodzeniowymi oraz wsparcie dla rodzin ofiar.
Oczekiwanie na finałowy raport
Śledztwo nadal trwa. Pełny raport ma zostać opublikowany jesienią 2025 roku, ale już teraz eksperci podkreślają, że katastrofa może mieć globalne konsekwencje dla lotnictwa cywilnego. W szczególności, jeśli potwierdzą się podejrzenia dotyczące awaryjnych systemów elektronicznych i ich wpływu na bezpieczeństwo lotów.