✉️ List do redakcji
„Najpierw przestajesz rozmawiać o marzeniach, potem o planach… aż w końcu nie masz już nic do powiedzenia.”
Droga Redakcjo, jestem w związku od 6 lat. Mieszkamy razem, mamy osobne konta, osobne pasje, osobne wieczory. I coraz częściej myślę: czy my naprawdę jesteśmy jeszcze parą, czy tylko współlokatorami z przeszłością?
Nie kłócimy się. Nie zdradzamy. Nie krzyczymy. Ale też nie planujemy, nie marzymy, nie mówimy o przyszłości. Każde z nas żyje w swoim świecie. On – w pracy, komputerach, wieczornych serialach. Ja – w książkach, telefonach do przyjaciółek, w zajmowaniu się wszystkim, co „na później”.
Czasem próbuję zacząć rozmowę: „A co, jeśli…?” „A może byśmy…” Ale to się kończy na mruknięciu, ucieczce wzroku, zmianie tematu.
Nie wiem, dokąd zmierzamy. A może właśnie o to chodzi – że donikąd.
Tylko że ja chcę czegoś więcej niż wygodnej codzienności. Chcę partnerstwa, bliskości, planów, które budzą poranne motyle w brzuchu. A nie tylko pytania: „Co dziś na obiad?”
Czy to koniec? A może da się jeszcze z tego zbudować coś żywego?
Patrycja
💬 Odpowiedź redakcji
Związek bez wspólnych planów to nie partnerstwo – to współistnienie
Droga Patrycjo, Twój list uderza w punkt, który często rozsadza związki od środka – bez krzyków, bez zdrad, bez dramatów. Bo prawdziwy dramat to czasem... cisza.
To nieprawda, że związki kończą się tylko z wielkim hukiem. Czasem kończą się szeptem. Milczeniem. Brakiem „my” w „nas”.
Dlaczego to się dzieje?
Po latach razem ludzie przestają rozmawiać nie dlatego, że nie chcą – ale dlatego, że zapomnieli jak.
Bo przecież wszystko „jakoś się kręci”: rachunki zapłacone, lodówka pełna, nikt nie zdradza. Ale właśnie to „jakoś” zabija bliskość. Bo relacja bez celów, bez planów, bez rozmów staje się emocjonalną pustynią.
Czy to oznacza koniec?
Nie. Ale to moment graniczny. Bo jeśli nic się nie zmieni, to się rozpadnie – powoli, ale nieuchronnie.
Związek to nie tylko wspólne mieszkanie. To wspólna wizja tego, po co jesteśmy razem i co chcemy razem zbudować. Bez niej każde z Was zacznie dryfować coraz dalej.
Co możesz zrobić już teraz?
🔸 1. Nazwij problem wprost
Nie pytaj „co na obiad?”, zapytaj: „Czy my jeszcze czegoś wspólnie chcemy?” Takie pytania potrafią przestraszyć, ale też wybudzić z letargu.
🔸 2. Zrób mapę wspólnych planów – albo jej brak
Usiądź z kartką i wypisz:
-
czego chcesz Ty (za rok, za 5 lat),
-
co wiecie o planach drugiej osoby,
-
co z tego się pokrywa.
Jeśli nie ma żadnych wspólnych punktów, to nie dramat. Ale to sygnał, że trzeba zacząć tworzyć nowe – albo uznać, że każdy idzie inną drogą.
🔸 3. Rozważ terapię par
Nie czekaj, aż emocje znikną całkowicie. Czasem jedna szczera sesja z terapeutą odblokowuje komunikację, która latami tkwiła w martwym punkcie.
Nie chcesz luksusu – chcesz sensu
Patrycjo, Ty nie chcesz „więcej” w sensie materialnym. Ty chcesz więzi, kierunku, sensu wspólnego bycia. I masz do tego pełne prawo.
To nie egoizm. To dojrzała potrzeba emocjonalna. Bo życie bez wspólnych planów staje się po prostu... samotne. Nawet we dwoje.
Z czułością i zrozumieniem,
Redakcja
Drogie Czytelniczki i Czytelnicy, jeśli borykacie się z podobnymi dylematami lub innymi problemami, które chcielibyście podzielić się z nami, zachęcamy do napisania na adres [email protected]. Gwarantujemy pełną anonimowość i dyskrecję. Pamiętajcie, że dzielenie się swoimi uczuciami i doświadczeniami może być pierwszym krokiem do znalezienia odpowiedzi i wsparcia. Jesteśmy tu dla Was, by słuchać, doradzać i inspirować.