Rodzice mogą być zaskoczeni nową propozycją resortu edukacji, która dotyczy zmian w przepisach o obowiązku szkolnym. Choć celem ma być walka z niską frekwencją uczniów, to planowane rozwiązania mogą mocno odbić się na domowych budżetach rodzin. Czy zniknięcie z lekcji może kosztować tysiące złotych? Oto, co trzeba wiedzieć.
Tylko 25% nieobecności w szkole
Ministerstwo Edukacji planuje radykalne ograniczenie dopuszczalnej liczby nieobecności w szkole. Obecnie uczniowie mogą opuścić nawet 50% zajęć w danym miesiącu bez poniesienia konsekwencji. Nowy projekt zakłada zmniejszenie tego progu do 25% w skali całego roku szkolnego.
Takie zaostrzenie przepisów miałoby na celu zmotywowanie rodziców i uczniów do większej odpowiedzialności za proces edukacji. W ocenie urzędników, dotychczasowe przepisy są zbyt łagodne i sprzyjają unikania obowiązków szkolnych.
Nowe limity nieobecności – mniej miejsca na wagary
Resort Edukacji planuje wprowadzić jasne zasady - nieobecności nieusprawiedliwione nie będą mogły przekroczyć 25% w skali roku.
Jeśli uczeń przekroczy te progi, nie zostanie sklasyfikowany i nie przejdzie do następnej klasy.
Zdaniem wiceminister edukacji Katarzyny Lubnauer, dotychczasowe regulacje były zbyt łagodne, co prowadziło do nadużyć.
Nawet 50 tysięcy złotych kary dla rodziców?
Propozycje Ministerstwa nie kończą się na limicie nieobecności. Rodzicom, których dzieci przekroczą nowy próg frekwencji, grożą wysokie grzywny.
Obecnie, za nieusprawiedliwione nieobecności ucznia w szkole, kara może wynosić od 10 000 zł do nawet 50 000 zł w przypadku powtarzających się naruszeń.
Co ważne, nowe zasady mają być jeszcze bardziej surowe i obejmować cały rok szkolny, a nie tylko poszczególne miesiące. To oznacza większą presję na rodziców i konieczność ścisłego kontrolowania obecności dziecka w szkole.
Szkoła, kuratorium, a nawet sąd rodzinny
Jeśli dziecko systematycznie nie realizuje obowiązku szkolnego, sprawa może trafić dalej – aż do sądu rodzinnego. Nowe przepisy dają placówkom większe narzędzia do pilnowania frekwencji i szybszego reagowania na zaniedbania.
Celem ma być lepsza jakość edukacji
Ministerstwo Edukacji argumentuje, że zmiany mają służyć podniesieniu poziomu nauczania oraz zmniejszeniu liczby uczniów, którzy unikają szkoły bez uzasadnienia.
Zgodnie z deklaracjami urzędników, zmniejszenie dopuszczalnej liczby nieobecności ma przeciwdziałać spadkowi efektywności nauczania i zwiększyć zaangażowanie rodzin w realizację obowiązku szkolnego.
Resort zapowiada również monitorowanie efektów zmian oraz ewentualne modyfikacje w przyszłości, jeśli okaże się to konieczne.
Nauczyciele: "To nie wystarczy"
Choć założenia reformy mają być ambitne, część nauczycieli podchodzi do nich sceptycznie. Ich zdaniem, sam limit nieobecności nie rozwiąże głębokiego problemu niechęci uczniów do uczęszczania na lekcje.
Kiedy nowe przepisy mogą wejść w życie?
Początkowo zakładano, że nowe prawo zacznie obowiązywać już od września 2025 roku lub najpóźniej od stycznia 2026 roku. Jednak projekt wciąż znajduje się na etapie konsultacji i nie został jeszcze przyjęty jako obowiązujący akt prawny.
Oznacza to, że zmiany są nadal w fazie propozycji i wymagają dalszych analiz oraz decyzji legislacyjnych. Wiele będzie zależało od przebiegu prac w Sejmie oraz ewentualnych poprawek w trakcie procesu legislacyjnego.
W środowisku oświatowym pojawiają się głosy, że należy najpierw zbadać przyczyny niskiej frekwencji – takie jak problemy psychiczne, stres, trudna sytuacja domowa czy brak indywidualnego podejścia do ucznia. Bez wsparcia psychologicznego i systemowego zmiany mogą być nieskuteczne lub wręcz pogłębiać napięcia na linii rodzic–szkoła.